Archiwa tagu: Krzysztof Smirnow

Produkcja mateczników i zimowanie odkładów

Tekst pochodzi ze strony. Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału:  2006

kluczem do stabilności i elastyczności w północnej, stacjonarnej pasiece

Muszę przyznać, że nie rozumiem, dlaczego wszyscy pszczelarze nie hodują własnych matek, a nawet nie pozwalają na to swoim pszczołom. Jest to jedna z najciekawszych i dających najwięcej satysfakcji czynności, jakie można wykonywać przy pszczołach – niezależnie od tego czy mamy jedną rodzinę, czy 10 tysięcy. Pszczelarze posiadający niewiele rodzin pszczelich pytają: “Jak mógłbym produkować matki jeszcze taniej, skoro na rynku kosztują one 15 do 20 dolarów?”. Ale gdy dodasz cały ten czas oczekiwania na pocztę, kłopot z karmieniem kropelkami wody aż do poprawy pogody, tworzenia odkładów (nukleusów), znajdowania starej matki, zabawy z klateczkami, obserwowania, jak twoja nowa królowa znika lub zostaje zastąpiona w cichej wymianie, czy wreszcie sprzątania po osypanej rodzinie, niedostosowanej do chłodów lub roztoczy… prawdopodobnie okaże się, że lepiej by było po prostu zbudować kilka małych, ale odkładów ze swoich najlepszych rodzin korzystając z wiosennego i wczesnoletniego pożytku. Jeżeli tylko będą miały czerw we wszystkich stadiach rozwoju, wychowają sobie matki. Późnym latem można użyć tych matek w dużych rodzinach, prawie bez ryzyka osierocenia, usuwając starą matkę i wstawiając cały nukleus do rodni. Można też pozwolić im urosnąć do pełnego korpusu i zazimować. Moi pszczelarscy sąsiedzi, rodzina Mraz, zarządzała ponad tysiącem podobnych rodzin przez ponad pół wieku. Zaowocowało to wielkim szczepem lokalnie przystosowanych pszczół, dobrze odpornych na akaropidozę i wymagających bardzo mało uwagi.

Wychów matek na większą skalę – mateczniki i unasiennianie w ulikach weselnych – przez długi czas stanowiło domenę południowokalifornijskiego przemysłu wiejskiego . Lista powodów, dla których pszczelarze z północy powinni przejąć ten przemysł wydłuża się z każdym dniem. Co zaledwie kilka lat temu wydawało się szalonym pomysłem, dziś staje się faktem: wraz z postępującą kolonizacją produkujących matki pszczele południowych regionów przez pszczoły zafrykanizowane, możliwe, że oś produkcji i zaopatrzenia w nadwyżki pszczół i królowych zostanie odwrócona o 180 stopni. Pszczoły zafrykanizowane mogą zyskać na wartości na dłuższą metę z powodu ich odporności na roztocza Varroa. Lecz pszczoły łagodne zawsze pozostaną potrzebne i pożądane, jako że Stany Zjednoczone stają się coraz gęściej zaludnione. W związku z tym, że dzisiejsze pszczelarstwo jest oparte na przewozach rodzin pszczelich, północne pasieki również mogą zostać zanieczyszczone afrykańskimi genami, ale im więcej rodzin pszczelich żyje przez cały rok na północy, tym łatwiej długie i mroźne zimy pomogą je wyeliminować i zadziałają jak naturalna przeciwwaga.

Gdy Nevin Weaver (z rodzinnego biznesu R Weaver Apiaries z Teksasu) wciąż był pośród nas, pytałem go: “Czy twoi bracia nie szukają aby jakiegoś miłego miejsca w Wisconsin lub Michigan, aby w przyszłości hodować tam pszczoły?”. On się śmiał i odpowiadał: “Nie, oni zbyt kochają Teksas.” Cóż, nie mogę z tym dyskutować. Ale zastanawiam się, czy biznes, który mogą stracić w najbliższych latach – przez ludzi obawiających się kupować ze zafrykanizowanej strefy – mógłby zostać oparty na pszczołach i królowych z północnego Środkowego Zachodu…

Po 20 latach doświadczeń w produkcji nadwyżek pszczół i matek na miejscu, oraz odczytach wygłaszanych w innych północnych stanach, moja wizja wciąż pozostaje ta sama: na ile potrafię to ocenić, nie ma ekonomicznych ani biologicznych powodów, dla których w razie potrzeby północne stany nie mogłyby zaopatrywać całego kraju ze swoich nadwyżek pszczół i matek. Jeżeli jest na nie popyt, wystarczy jedna podstawowa zmiana w praktyce pszczelarskiej Północy, by pojawił się cały nowy przemysł. I jest to zmiana wyłącznie w umyśle pszczelarza: zapomnijcie o matkach i matecznikach dostępnych w marcu, kwietniu i maju, a nauczcie się, co można zrobić z matecznikami i matkami wychowanymi w czerwcu, lipcu i sierpniu. Oto klucz do wszystkiego. Punkt wyjścia do prawdziwej hodowli pszczół w naszym regionie, samowystarczalności, zdolności do produkcji nadwyżek pszczół i powrót do zyskownego i przyjemnego pszczelarstwa. A dziś, po 4-8 latach, w których pozwoliłem warrozie biegać luzem po pasiece, jestem przekonany, że stanowi to również klucz do zdrowego rozwiązania naszych problemów ze szkodnikami i chorobami.

Wiele korzyści płynie z produkcji matek i pszczół na Północy. Południowe stany w niektórych miejscach mają znakomite warunki do produkcji nadwyżek pszczół i matek akurat w czasie, gdy są one potrzebne na Północy. Ale po połowie maja na Południu robi się za gorąco i przez resztę sezonu to Północ stanowi lepsze miejsce dla wychowu matek i pszczół. Na Dalekim Południu dostrzega się wyraźny wzór dwóch odrębnych okresów (wiosna i jesień), kiedy temperatury i zasoby żywności są optymalne dla rozwoju i wychowu czerwiu w rodzinach pszczelich. Latem jest zwykle za gorąco i występuje długa przerwa w pożytku pyłkowym i nektarowym. Przesuwając się ku północy okresy wiosenny i jesienny zbliżają się ku sobie, aż w regionach z bardzo chłodnymi zimami, doskonałe warunki dla wziątku i wychowu czerwiu trwają nieprzerwanie przez wiosnę, lato i jesień. W pobliżu granicy z Kanadą daje to około czterech miesięcy ciągłej pogody dla wychowu matek, trutni i czerwiu. Zimy tu są surowe, ale zapewniają ważny test dla przyszłej hodowli – przyszłe generacje będą odporne i długowieczne. Zima ma wartość także jako “chłodnia”, w której nadwyżki matek i pszczół (w formie rodzinek odkładowych – nukleusów) mogą zostać “przechowane” przez kilka miesięcy z małymi kosztami i minimalnym nakładem pracy. Można te odkłądy sprzedawać o dowolnej porze roku, byle przewozić je pod szczelnymi plandekami. W przeszłości zdarzyło mi się wysłać je do Pennsylwanii dwa tygodnie wcześniej, zanim jakiekolwiek pakiety pszczele były dostępne na rynku, a teraz już zbieram zamówienia na dostawy jesienne.

Proste podstawy tej idei: pełny potencjał całorocznej północnej pasieki może zostać osiągnięty przez hodowlę mateczników każdego lata ze swoich najlepszych rodzin i unasienniania w odkładach zrobionych w tym samym czasie. Rośnie liczba pszczelarzy serio nad tym pracujących i informujących o rezultatach. Włożyć trzeba trochę prostej pracy i standardowych praktyk pszczelarskich stosowanych od końca XIX wieku. Trudność stanowi dopasowanie się do usługowego zapylania upraw, produkcji miodu i innych spraw dziejących się w pasiece w pracowite letnie miesiące. W każdym miejscu i uwarunkowaniach trzeba to wypracować na nowo. Obawiam się, że nie istnieje coś takiego jak darmowe piwo, a czas niezbędny dla dopracowania nowego schematu trzeba skądś wziąć (na dłuższą metę jedynym sensownym z ekonomicznego punktu widzenia powodem dla wywożenia pszczół w tym kraju nie jest bynajmniej zapylanie, czy większe zbiory miodu, a właśnie więcej czasu na produkcję matek i pszczół). Myślę, że podstawowym powodem, dla którego nie prowadzi się na północy intensywnej produkcji pszczół i matek, jest fakt, że większość doświadczonych pszczelarzy ma już wypełnione kalendarze robocze i bardzo mało wolnych środków na inwestycje w nowe projekty. A było bardzo niewielu młodych pszczelarzy zawodowych, którzy, podobnie do mnie, startując od zera od początku przyjęli ten model. Lecz teraz, gdy przemysł pszczelarski w USA znajduje się w różnych stadiach upadku, nowy początek narzuca się wszystkim i zdecydowanie nadeszła pora na realizację tej idei. Potrzeba wiele pracy i pomyślunku, aby wyhodować dobre matki i rodziny, lecz dziś te produkty są warte więcej niż miód czy usługi zapylania. Warto poświęcić temu trochę czasu.

Moim własnym rozwiązaniem tego problemu jest utrzymywanie pasieki w równowadze pomiędzy produkcją miodu, a wychowem matek i produkcją odkładów. Myślę, że to najlepszy sposób, by zachować i rozwinąć podstawy zdrowego pszczelarstwa. Poszczególne działy pasieki wspierają się nawzajem, a gdy jeden słabnie, pozostałe mogą wypełnić luki i stać się podstawą do odbudowy. Myślę też, że to najlepszy sposób produkcji lepszych pszczół na dłuższą metę – przyjemnych w pracy, produktywnych i zdolnych do samodzielnego rozwoju. To pasja, która łączy wszystko w całość i sprawia, że pozostałe zadania także są ekscytujące i ciekawe.

Dziś staje się również jasne, że jest to droga do rozwiązania problemu warrozy. Poprzez produkcję matek i odkładów z własnych przezimowanych rodzin pszczelich można ustanowić w pasiece wiele procesów, których owady w naturalny sposób używają, aby zregenerować się po poważnych wyzwaniach i spadkach liczebności. Tworzenie odkładów latem i zimowanie ich na 4-10 ramkach umożliwia szybszy niż jakikolwiek inny wzrost liczby rodzin. Ta gwałtowna reprodukcja sama w sobie stanowi jedną z podstawowych metod, w jakie owady odbudowują swoją liczebność i wypełniają pustą niszę ekologiczną. Przez zakładanie nowych rodzin z matkami wyhodowanymi ze swoich najlepszych, odpornych rodzin, zapewnia się stałą presję selekcyjną. Dzięki nukleusom można błyskawicznie odrobić straty. Im są one większe, tym większa presja selekcyjna. W regionach z krótką wiosną i latem stanowi to najszybszą i najłatwiejszą drogę uzyskania nowych, przetestowanych genów dla całej pasieki. Z tym systemem straty rzędu 20-30% stanowią korzyść, ponieważ pomagają uzyskać nowe matki wyhodowane we właściwym czasie. Z bardzo małymi stratami zimowymi nie ma dość czasu, by wymienić matki we wszystkich rodzinach, które tego wymagają i wykorzystać w pełni ich najnowszą serię. Najbardziej elegancki wydaje mi się fakt, że system produkcji nowych matek jednocześnie je testuje. Pierwsza zima spędzona na 10 plastrach eliminuje najsłabsze matki, a tylko ze sprawdzonymi można zaryzykować produkcję miodu na 20 plastrach.

W procesie tym znajdują się także rzeczy wpływające na zmniejszenie populacji Varroa. Pszczoły “odporne” na roztocza nie posiadają bynajmniej zdolności walki z nimi w dowolnych okolicznościach. Mogą pewnymi mechanizmami redukować populację warrozy lub jakoś z nią koegzystować, ale wiele innych czynników musi im sprzyjać, aby mogły przetrwać i rozwijać się bez leczenia. Coś jest w utrzymywaniu niewielkich rodzin, jak potrafią to robić pszczoły Primorskie, z którymi pracuję, co pozwala im kontrolować populację roztocza. Przerwa w cyklu czerwienia – przez dzielenie rodzin na odkłady i poddawanie im mateczników – również przerywa reprodukcję roztoczy i daje wsparcie pszczołom. Usuwanie na wiosnę zasklepionego czerwiu z dojrzałych rodzin (i używanie go do tworzenia nowych rodzin z matecznikami) może w krytycznym momencie pomóc zmniejszyć populację warrozy. W pasiece, która zimuje dużą liczbę odkładów i używa ich do podstawowej selekcji, wszystkie te czynniki działają. Muszę tu podkreślić: żaden z nich sam w sobie nie pomoże na problem warrozy na dłuższą metę, tylko zastosowanie ich wszystkich razem.

Mówiąc realistycznie, zajmie to kilka lat, zanim przemysł produkcji matek pszczelich i nukleusów wystartuje i urośnie do stabilnego poziomu. Jak zawsze dobrze jest zacząć na małą skalę i stopniowo rozbudowywać się, w miarę zdobywania doświadczenia i wiedzy. Znajduje się tu ogromny potencjał. Po prawie 20 latach pracy w ten sposób, z bólem stwierdzam, że zaledwie ślizgałem się po powierzchni. W 2007 roku zamierzam opublikować coś w rodzaju comiesięcznego sprawozdania z prac w pasiece pracującej w sposób, o jakim pisałem. Mam nadzieję, że w końcu przybędzie pszczelarzy, którzy nie potrzebują więcej kupować sobie matek, lub podróżować gdzieś daleko, aby odrobić straty w rodzinach pszczelich. Dużo przyjemniej jest robić te rzeczy w domu, “we własnym ogródku”.