Kilka refleksji na temat PN

Streszczenie:

Roger Patterson nie zgadza się z podziałem na pszczelarstwo naturalne i konwencjonalne. Minimalizowanie interwencji często nie jest, według niego, najlepszym rozwiązaniem hodowli pszczół. Selekcja na kilku rodzinach nie jest możliwa. Sugeruje wymianę matek na te z odporniejszej populacji w miejsce doprowadzania do swobodnego rojenia się pszczół i upadku porażonych kilka lat nieleczonych rodzin. Gospodarka bezwęzowa w ulach bezramkowych jest ciekawą alternatywą. Poglądy wewnątrz środowiska PN są zróżnicowane i nierzadko sprzeczne, ale pod pewnymi warunkami różnorodność poglądów sprzyja rozwojowi pszczelarstwa. Według niego, skupianie się na radykalizmie w niesłusznym dyskredytowaniu pszczelarstwa konwencjonalnego nie jest dobrym rozwiązaniem. Lepiej zacząć pszczelarzenie od sprawdzonych metod konwencjonalnych.

Od tłumacza:

Roger Patterson jest pszczelarzem od 1963 roku. Pochodzi z hrabstwa West Sussex położonego w południowo-wschodniej Anglii. Jest przewodniczącym Wisborough Green Division, które jest lokalnym stowarzyszeniem związku pszczelarzy w West Sussex. Napisał książkę „Beekeeping – A Practical Guide” (Pszczelarstwo – praktyczny przewodnik). Jako praktyczny pszczelarz koncentruje się na podstawach pszczelarzenia w których ceni proste rozwiązania. Prowadzi, znaną w światku pszczelarskim, stronę internetową, którą stworzył nieżyjący już dziś pszczelarz Dave Cushman. Poniższy artykuł pochodzi właśnie z tej strony. Tekst pochodzi ze strony. Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora i dysponenta praw autorskich.

Kilka moich refleksji na temat Pszczelarstwa „Naturalnego”

W zasobach internetu (angielskojęzycznych: przyp. tłum) znaleźć można mnóstwo informacji na temat pszczelarstwa „naturalnego” lub „zrównoważonego”. Chociaż inni mogą mieć odmienne zdanie, to na potrzeby mojej strony przyjąłem, że te dwie nazwy dotyczą tego samego. Entuzjaści wyżej wymienionego pszczelarstwa, chów pszczół w standardowych ulach, nazywają pszczelarstwem „konwencjonalnym”. Dla wygody czytelnika będę więc odnosił się do tego podziału, tak jak rozumieją go jego zwolennicy, chociaż zaznaczam, że nie zgadzam się z tym rozróżnieniem.

Wśród pszczelarzy „naturalnych” istnieje duża różnorodność poglądów, ale da się znaleźć w nich pewne wspólne stanowiska. Należą do nich:

  • Niechęć do stosowania środków chemicznych
  • Przyzwolenie na śmierć chorych rodzin pszczelich
  • „Troska” o pszczoły
  • Próba zrozumienia pszczół

Jako wieloletni tradycyjny pszczelarz również zgadzam się z tymi poglądami i nie spieram się z żadnym z nich, chociaż mogę je wprowadzać w życie na różne sposoby. Na przykład uważam, że pszczoły nie są tak mocne jak wtedy, gdy zacząłem zajmować się pszczelarstwem. Wynika to głównie z powodu importu nieprzystosowanych ras pszczół, a następnie ich rozpieszczania z życzliwości wobec pszczół. Pomimo, że mogłyby być one poddane selekcji naturalnej, przez zostawienie ich samych sobie, wolałbym wymienić w nich matki na coś z odporniejszego pogłowia. Jest to zasadniczo odmienne postępowanie od prostego przyzwalania na ich umieranie z powodu warrozy i związanych z nią wirusów, a także nieprzydatności do naszych warunków. Istnieją wszak też inne poglądy z którym już zdecydowanie się nie zgadzam. Oto one.

Minimalizowanie interwencji

Twierdzi się częstokroć, że otwarcie ula szkodzi pszczołom, więc należy tego unikać jak tylko można. Odpowiada to mniej więcej metodzie typu „zostaw w spokoju”, którą dawniej stosowało wielu pszczelarzy. W tamtych czasach jednak duża część pszczelarzy pracowała na roli w zgodzie ze zwierzętami i naturą, którą zwykle czujnie obserwowano. Pszczelarze wraz z ich rodzinami byli na tyle czasowo dyspozycyjni, żeby poradzić sobie nastrojem rojowym, co stanowiło wtedy ich główny problem. Obecnie jednak mamy problem warrozy i moim zdaniem, wymaga to systematycznego monitorowania i leczenia. Pszczelarzowi z 2-3 ulami bardzo trudno jest hodować pszczoły na odporność. Po prostu to zbyt mała ilość pni.

Widziałem wiele dzikich rodzin na granicy upadku. Gdyby znajdowały się w ulu i zostały wyleczone, a tym samym uratowane, to później można by im wymienić matkę, na taką z bardziej odpornej linii. Swoją drogą leczenie może też odbywać się niechemicznymi środkami. Osobiście uważam, że obserwacja pszczół podczas przeglądów, wiele mnie nauczyła, w kwestii prawidłowego odczytywania zachowania się rodziny. Nie mógłbym tego dokonać bez inspekcji ula. Inna sprawa to występowanie chorób podlegających obowiązkowi zgłoszenia. Czy możliwe byłoby ich wykrycie, bez dokonywania przeglądów?

Przeczytaj także:  Notatnik pasieczny cz. 6

Zgoda na swobodne rojenie

Moim zdaniem jest to rażąco nieodpowiedzialne postępowanie, zwłaszcza w obszarze miejskim. Wielu zwykłych ludzi po prostu boi się pszczół. Rójka lądująca w ich ogrodzie lub mieszkająca w ich domu, to sytuacja kłopotliwa. W sytuacji kiedy pszczoły się osiedlą na dobre, to nie oznacza wcale, że nie wyroją się po raz kolejny. A nawet jeśli wymrą, co się stanie prawdopodobne po maksymalnie 3-4 latach (w Polsce raczej krócej: przyp. tłum.), to zamieszka tam kolejny rój, co już oznacza kłopot permanentny. Chcę jednak napisać, że rozumiem i szanuję powody, dla których dopuszcza się się do rojenia. Jeśli są ku temu możliwości, aby stosunkowo łatwo te rójki wyłapać, tak jak w czasach kószek, to myślę, że jest to dobry sposób na powęszenie stanu pasieki. Dodatkowo roje są zazwyczaj nieco mniej porażone przez warrozę. Pomimo to, jeżeli nie jest to teren wiejski, a pszczoły nie są pod kontrolą, jestem temu przeciwny. Myślę, że warto zwrócić też uwagę, że niektórzy konwencjonalni pszczelarze, którzy potępiają to podejście, sami nie są wystarczająco ostrożni w zapobieganiu własnym rójkom.

Brak węzy

W pszczelarstwie „naturalnym” istnieją różne metody i różne opinie na temat węzy, ale co do zasady odchodzi się od węzy, a miód pozyskuje się przez wyciskanie (prasowanie: przyp. tłum) plastrów. „Naturalni” stosują wiele różnych uli. Są wśród nich stojaki i leżaki. Do najbardziej popularnych należą ule bezramkowe: trapezowy snozowy TBH oraz Warre. Istnieją sposoby na zagwarantowanie, że matki nie będą czerwiły w pewnych plastrach, bez użycia fizycznych barier takich jak kraty odgrodowe. Niektórzy „nowocześni” pszczelarze są przeciwnikami pobierania miodu z przeczerwionych plastrów, ale osobiście w tym problemu nie widzę.

Różnice

Nie ma zgodności wśród „naturalnych” co do zagadnienia karmienia. Część się na to zgadza, a część nie. Podobnie w przypadku leczenia środkami warrobójczymi: niektórzy używają tymolu, inni wręcz przeciwnie. W pszczelarstwie „naturalnym” da się zaobserwować podobną ilość różnych poglądów, co w pszczelarstwie konwencjonalnym. Występowanie zróżnicowanych opinii jest generalnie dla pszczelarstwa pożyteczne i nie widzę przeszkód, aby trwało dalej. Pod warunkiem jednak, że różnice te wynikają z doświadczenia i nie są obarczone wzajemnymi uprzedzeniami.

Ruch pszczelarstwa „naturalnego” jest całkiem prężny i szeroki. Można zaryzykować tezę, że rośnie. Podobnie zresztą jak pszczelarstwo konwencjonalne. Rozumiem i pochwalam bazowe idee tego ruchu, ale niestety wielu pszczelarzy „naturalnych”, próbując udowodnić swój punkt widzenia, a używając przy tym niedokładnych argumentów, zdaje się, że pragnie pozostałym zohydzić ich odmienne sposoby na chów pszczół. To się dzieje nawet w gronie samych „naturalnych”. To oczywiście nie zwiedzie doświadczonego i kompetentnego fachowca, ale może wpłynąć na początkujących, którzy mogą być zbyt łatwowierni w to, co usłyszą lub przeczytają. W rzeczy samej, taki jest ich cel. Rozmawiałem z wieloma osobami, którzy zaczęli zajmować się pszczelarstwem „naturalnym” na podstawie tego, co jest „złe” w pszczelarstwie konwencjonalnym, choć nawet go nie spróbowali. To fakt, że są tacy, którzy wsłuchują się też w inne argumenty, ale pozostali mają już tak wyprane mózgi, że po prostu słuchać nie chcą.

Aby ustosunkować się do nieprawdziwych komentarzy, podaję kilka przykładów, które wyczytałem ze stron internetowych, traktujących o pszczelarstwie „naturalnym”.

„Większość nowoczesnego pszczelarstwa, podobnie jak intensywnego rolnictwa, jest nastawiona na maksymalną produkcję”.

Moja odpowiedź: Przeciętny pszczelarz w Anglii i Walii w 2014 roku utrzymywał statystycznie 4,5 rodziny pszczelej, z których zdecydowana większość posiadała tylko 2-3. Większość pszczelarzy, których znam, bardziej interesuje się głównie samymi pszczołami i zależy im tylko na kilku słoikach miodu dla rodziny.

„Zwolennicy pszczelarstwa <naturalnego> uważają, że lepsza regulacja poziomu warrozy oraz zdrowsze i szczęśliwsze pszczoły, są rezultatem ich podejścia minimalizującego interwencje w ul (hand-off beekeeping), a stres, jaki wywierają pszczelarze na pszczołach w ulach, może być zrekompensowany jedynie przez pszczelarzy, którzy są gotowi na to, aby na pierwszym miejscu postawić potrzeby pszczół”.

Moja odpowiedź. Dręcz pszczeli jest problemem na całym świecie i to on lub wirusy, których jest wektorem, powoduje stres w rodzinach. Widziałem wiele rodzin z ciężkimi porażeniem tym pasożytem, które były na granicy zapaści, z powodu tego, że to pszczelarz nie poradził sobie z tym problemem. Na kilka miesięcy przed napisaniem tego tekstu zobaczyłem rodzinę, która nie była leczona na warrozę od 3 lat. Była tam ogromna liczba pszczół ze zdeformowanymi skrzydłami czołgająca się po ziemi przed ulem, gdzie zostały wyrzucone z rodziny na śmierć głodową. Czy to jest właśnie troska o pszczoły? Nie jestem zwolennikiem stosowania agresywnych środków chemicznych, ale nie rozumiem, jak podejście polegające na braku interwencji zmniejszy porażenie pasożyta do poziomu, który nie powoduje stresu dla rodziny. Istnieje wiele technik niechemicznych, które pozwalają usunąć odpowiednią ilość warrozy. Jednym ze sposobów redukcji warrozy stosowanej przez pszczelarzy „naturalnych” jest metoda obsypywania cukrem pudrem. Należy ją jednak powtarzać regularnie, a podejrzewam, że także niemało stresuje pszczoły.

Przeczytaj także:  Selekcja na odporne pszczoły

Jak powszechnie wiadomo, trutnie, które zostały upośledzone przez warrozę, mają znacznie niższą liczbę plemników. Może to być jedną z przyczyn słabej wydajności matek, co jest aktualnie problemem. Dlatego im niższy utrzymujemy poziom warrozy w rodzinie, tym lepiej.

Jak można twierdzić, że pszczoły są szczęśliwe bez robienia im inspekcji?

„Wszystkie z 30 zimowanych rodzin przeżyły”.

Moja odpowiedź. To identyczny wynik jak mój i terenu mojego lokalnego BKA (lokalne stowarzyszenie pszczelarzy, odpowiednik polskiego koła pszczelarskiego) zimą 2012/2013 i 2013/2014 roku. Zazimowaliśmy wtedy łącznie ponad 60 rodzin. Nie pasuje to do tez „naturalnego” prelegenta, którego kiedyś słyszałem, a który twierdził, że straty zimowe są znacznie wyższe u „naturalnych”.

Część stron internetowych i forów dyskusyjnych obarczona jest podobnymi nieporozumieniami i ciągłym zohydzaniem pszczelarstwa konwencjonalnego. Aby być sprawiedliwym muszę dodać, że jest też wielu konwencjonalnych pszczelarzy, którzy nie tolerują „naturalnego” pszczelarstwa i jestem pewien, że w wielu przypadkach niewiele o nim wiedzą, a prawdopodobnie nigdy nie próbowali zrozumieć sposobu myślenia „naturalnych”. Odbyłem kilka bardzo konstruktywnych i przyjemnych rozmów z pszczelarzami, którzy uważają się za „naturalnych”. Ci bardziej racjonalni są w rzeczywistości bardzo kompetentni i robią rzeczy (lub nie robią) w oparciu o wiedzę, doświadczenie i zdrowy rozsądek. Próbowałem również prowadzić dyskusje z innymi, których radykalne poglądy są po prostu „wycięte i wklejone” z innych miejsc.

Podsumowując jest zbyt wiele nietolerancji w pszczelarstwie po każdej ze stron, a czasami stanowcze poglądy na sprawy wynikają z niewiedzy. Moim zdaniem do opinii innych ludzi powinno się odnosić się z takim samym szacunkiem jak do pszczół. W ciągu ponad 50 lat mojego pszczelarzenia widziałem wiele różnych metod stosowanych przez wiele różnych osób. Nie zgadzałem się z niektórymi z nich i czasami musiałem to przyznać, ale starałem się to rozsądnie uzasadnić. Z mojego doświadczenia wynika, że potrzebny jest system, w którym wszystko, co robisz, pasuje do Ciebie, ale z wystarczającą elastycznością, aby zmieniać go w zależności od okoliczności.

Przyjrzyjmy się słowu „naturalny”. Jeśli chodzi o pszczelarstwo, to myślę, że powinno to oznaczać: bez interwencji człowieka. A to oznacza rodzime pszczoły gniazdujące w naturalnych siedliskach i „pasące się” na naturalnych terenach. W naszym przypadku Wielkiej Brytanii i Irlandii, odpowiada to pszczołom Apis mellifera mellifera, gniazdującym w wydrążonych drzewach i nie żerujących na obszarach upraw rolnych. Dosyć trudne do osiągnięcia! Praktycznie każda brytyjska strona internetowa o pszczelarstwie „naturalnym”, którą ostatnio sprawdziłem, jest ilustrowana zdjęciami pszczół, które mają żółte odwłoki. AMM nie mają żadnych żółtych pasków, a więc automatycznie obecność tych pszczół tutaj nie jest czymś naturalnym. W innych rejonach świata, gdzie pszczoła miodna nie jest autochtoniczna, żaden rodzaj pszczelarstwa nie jest naturalny. Jedna z „naturalnych” stron internetowych przyznaje, że już sama nazwa „Pszczelarstwo Naturalne” jest dosyć problematyczna, ponieważ chów pszczół nigdy nie jest tak naprawdę naturalny. Zdejmowałem setki rojów pszczół miodnych z drzew i budynków. Obawiam się, że wiele z tego co widziałem, nie jest za bardzo zbliżone do tego, co przeczytałem o „naturalnym” chowie pszczół. Zapraszam na moją stronę pod tym linkiem (http://www.dave-cushman.net/bee/natbeenest.html), aby przeczytać o naturalnym gnieździe pszczół.

Przeczytaj także:  Ciąg dalszy polemiki z Pszczelarstwa

Aby zgromadzić więcej informacji, niż dotąd miałem okazję poznać, przeszukałem sieć i przeczytałem praktycznie wszystko, co nie jest kopią czegoś innego, gdyż podobnie jak w przypadku wielu rzeczy w pszczelarstwie, jest cała masa powtórzeń. Jest kilka aspektów, które jak podejrzewam, wprawiają w zakłopotanie ruch „naturalny”, ale sądzę, że większość informacji przekazanych z pasją, których czytanie sprawiało mi przyjemność, jest przemyślana i poczuwająca – tak jak powinno być w pszczelarstwie. Takie przesłanie jest znacznie lepsze niż „natarczywy” i ofensywny przekaz tych, którzy zdają się uważać, że zamiast przekonywać do swoich racji, skuteczniejsze jest dyskredytowanie innych metod. Znalazłem nawet aroganckie stwierdzenie, że „to my jesteśmy strażnikami pszczół„, tak jakby inni już nie byli!

Chociaż sam nie próbowałem pszczelarstwa „naturalnego”, to zajmowałem się pszczołami utrzymywanymi tym sposobem. Są techniczne różnice przy ich obsłudze, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku można się tego szybko nauczyć. Wydaje mi się jednak, że jeśli ktoś pragnie zostać „naturalnym”, to lepiej zacząć od pszczelarzenia w ulach konwencjonalnych, a dopiero później wprowadzać zmiany. Zwłaszcza, że można gospodarzyć na dwa różne sposoby jednocześnie. Taką metodą sam sprawdzisz najlepiej, które opinie są poprawne, a które nie. Znam kilka osób, które tak zrobiły, choć w większości przypadków porzuciły zmianę po próbach. Być może dlatego, że nie dość obserwowali i nie w pełni zrozumieli fenomen rodziny pszczelej. Wciąż jednak mogą gospodarzyć w ulach konwencjonalnych i być troskliwymi pszczelarzami.

Sam, jako dobrze funkcjonujący „konwencjonalny” pszczelarz widzę pewne korzyści z podejścia „naturalnego”. Bezdyskusyjną korzyścią jest fakt, że wszystkie ule TBH mogą być wykonane z drewna odpadowego bez żadnych dodatkowych kosztów według własnego projektu. Jestem człowiekiem praktycznym, sam produkuje ule więc argument ten trafia do mnie bardzo dobrze. Podoba mi się też pomysł braku węzy, aby pszczoły budowały to co same chcą oraz wyciskania miodu z regularnie odnawianych plastrów. Myślę, że te punkty są dobre.

Podsumowując, nie mam problemu z pszczelarstwem „naturalnym”, ani z większością tych, którzy go wspierają. Nie mam potrzeby, go zohydzać tylko dlatego, że jest to inny sposób osiągnięcia tego samego, co robię sam. Chciałbym tylko, aby ta mniejszość, mocna głównie w gębie, kiedy próbuje przekazywać swoje przesłanie w oparciu o rażące nieścisłości, nie zohydzała sposobu, jaki sam wybrałem na chów pszczół. Moim zdaniem wiele elementów pszczelarstwa „naturalnego” i tak sam stosuję, więc dlaczegóż to mam być postrzegany jako „nienaturalny”? Jeśli to, co robię, nie jest naturalne, to nie jest również to, co robią „naturalni”, stąd używam tego słowa w cudzysłowie w tym tekście.

Jeśli tylko pszczelarz rozumie, szanuje i troszczy się o swoje pszczoły, to nie obchodzi mnie jaką metodę przyjął.