Myślę, że w naszych czasach musiałbyś żyć gdzieś w jaskini, żeby nie usłyszeć, że pszczoły i pszczelarze mają kłopoty. Ich problemy są złożone, sięgają głęboko i w większość z nich powstała niedawno. Są na pewno zagrożeniem dla przemysłu pszczelarskiego, ale przede wszystkim zagrażają przetrwaniu wielu roślin, których potrzebujemy lub chcemy używać jako pożywienie, a także innych roślin, które są niezbędną częścią środowiska.
„Ludzie, którzy twierdzą, że nie można czegoś zrobić, nie powinni przeszkadzać tym, którzy to robią.”
George Bernard Shaw
Wydaje się, że już samo postawienie tezy, że da się hodować pszczoły bez leczenia, wzbudza wiele kontrowersji. Mimo to wielu z nas to robi i odnosi sukcesy. Podczas gdy większość pszczelarzy wkłada wiele wysiłku w zwalczanie roztoczy Varroa, ja mogę powiedzieć, że moimi największymi problemami w pszczelarstwie jest zimowanie odkładów, tutaj w Południowej Nebrasce, konstruowanie uli, które mogę dźwigać bez uszkadzania pleców czy szukanie lepszych sposobów na karmienie pszczół. Więc moim celem jest, po pierwsze:
- mówienie o tym jak radzić sobie z bieżącymi problemami pszczelarstwa
- a po drugie: jak osiągać więcej, pracując mniej.
Zróbmy krótkie podsumowanie problemów pszczelarstwa i ich rozwiązań. (…)
Pszczelarstwo, które nie jest samowystarczalne
„Dzisiejsze pszczelarstwo, ma wątpliwy zaszczyt być pierwszą częścią przemysłowego rolnictwa, które w zasadzie uległo rozkładowi. Przestańmy udawać, że jest inaczej. Nie mamy już pszczół, które mogłyby zapylać nasze plony. Za każdym razem, kiedy załamuje się populacja pszczół, odpowiadamy na to działaniami, które poddają ją jeszcze większemu stresowi, zamiast go zmniejszać: częściej przewozimy pszczoły, poddajemy je działaniom jeszcze bardziej toksycznych substancji albo wypełniamy ule jeszcze słabiej przystosowanymi pszczołami. Zrzucamy winę na pogodę, roztocza, zapotrzebowania rynku, nowe choroby, klientów, Chińczyków, Niemców, (uzupełnij swoim ulubionym kozłem ofiarnym), innych pszczelarzy, środowisko naukowe, ceny benzyny, globalne ocieplenie – robimy to wszystko, zamiast stawić czoła prawdziwej przyczynie. A prawda jest taka, że tracimy umiejętność zajmowania się żyjącymi stworzeniami.”
Kirk Webster
Szkodniki Pszczół
Skąd te problemy? Obecnie występuje wiele nowych pszczelich szkodników, które dotarły do Stanów Zjednoczonych (i do większości miejsc na świecie) w ciągu ostatnich 30 lub więcej lat. Ktoś powiedział kiedyś: „Nie możesz już pszczelarzyć jak Twój dziadek, bo pszczoły Twojego dziadka już nie żyją”. Większość pszczelarzy straciła swoje pszczoły w którymś momencie w ciągu ostatnich dekad i wydaje się, że z czasem sytuacja się pogarsza. Częścią problemu na pewno są szkodniki, ale powodów jest więcej.
Wąska pula genetyczna
Mamy małą pulę genetyczną pszczół. Na dodatek przez pestycydy, szkodniki, nadgorliwe programy zwalczania pszczół zafrykanizowanych, wiele linii dzikich pszczół zostało zlikwidowanych i pozostały nam do zakupu tylko matki pszczele pochodzące z hodowli. Kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że jest zaledwie kilku hodowców pszczół i tych kilku hodowców zapewnia 99% matek, dojdziemy do wniosku, że to naprawdę jest bardzo wąska pula genetyczna. Ten niedobór genetyczny był do tej pory uzupełniany przez dzikie pszczoły i ludzi hodujących matki pszczele na swoje potrzeby. Ale najnowsze trendy zniechęcają pszczelarzy do wychowywania własnych królowych, i nakłaniają ich do kupowania ich od hodowców. Zwłaszcza w tych rejonach, gdzie występują pszczoły zafrykanizowane.
Zanieczyszczenie
Kolejną bolączką w sprawie pszczelich patogenów i pasożytów jest fakt, że standardową odpowiedzią ekspertów na pytanie jak pozbyć się roztoczy i innych szkodników w ulach, jest zachęta do używania pestycydów. Jednak substancje te odkładają się w wosku i przyczyniają się do powstania sterylnych trutni, co z kolei skutkuje niewydolnością matek pszczelich. Słyszałem nawet szacunek jednego eksperta, który mówił o 3 krotnym zastępowaniu matek pszczelich w ciągu roku, poprzez cichą wymianę. Oznacza to, że matki pszczele słabną i są wymieniane przez pszczoły trzykrotnie w ciągu jednego sezonu. Dla mnie to zaskakujące, bo większość moich matek pszczelich ma trzy lata.
Rozregulowana ekologia rodziny pszczelej
Rodzina pszczela to kompleksowy system zawierający dobroczynne grzyby, bakterie, drożdżaki, roztocza, owady i całą gamę innej flory i fauny, która zależy od środowiska, w jakim żyją te pszczoły. Wszystkie środki kontroli szkodników mają za zadanie zabić roztocza i owady. Wszelkie antybiotyki używane przez pszczelarzy mają za zadanie zabić zarówno bakterie (powoduje to teramycyna, tylosin, olejki aromatyczne, kwasy organiczne czy tymol) jak i grzyby i drożdżaki (powoduje to fumidil, olejki aromatyczne, kwasy organiczne czy tymol). Cała równowaga tego nietrwałego systemu jest niszczona przez każdą z tych metod leczenia. Ostatnio pszczelarze przerzucili się na nowy antybiotyk, tylosin, przed którym przyjazne bakterie nie miały szans zbudować oporności, a także na leczenie kwasem mrówkowym, który radykalnie zmienia pH w ulu na kwaśne i zabija wiele mikroorganizmów ulowych.
Pszczelarski domek z kart
Tak oto pszczelarze, dzięki asyście i radom USDA i uniwersytetów, zbudowali ten nietrwały system pszczelarstwa, utrzymywany przez chemię, antybiotyki i pestycydy. Tym samym pszczelarze wspierają hodowlę odpornych szkodników, które potrafią przetrwać leczenie, zanieczyszczają całe zapasy wosku truciznami (potem my robimy węzę z tego wosku i obieg się zamyka) oraz w hodowlę matek, które nie mogą przetrwać bez tych wszystkich kuracji.
Więc co możemy zrobić, żeby wypracować system pszczelarstwa samowystarczalnego?
Zaprzestanie leczenia
Jedyną drogą dotarcia do samowystarczalnego pszczelarstwa jest zaprzestanie leczenia. Leczenie jest spiralą śmierci, która powoli zaczyna się załamywać. Aby mieć wpływ na te zmiany, musimy zacząć wychowywać matki z lokalnych, pszczół, które zdołały przetrwać. Tylko w ten sposób możemy uzyskać pszczoły, które genetycznie dadzą radę przetrwać oraz pasożyty, które pozostaną w równowadze ze swoim żywicielem. Im dłużej leczymy, tym słabsze będziemy uzyskiwali pszczoły, które na dodatek będą w stanie przetrwać tylko dlatego, że je leczymy. Lecząc, hodujemy też coraz silniejsze pasożyty, których populacje przeżywają tylko dzięki temu, że rozmnażają się wystarczająco szybko, by nadążać za kuracjami. Stabilna równowaga ma szansę wrócić dopiero wówczas, gdy przestaniemy leczyć. Zupełnie innym problemem jest fakt, że jeżeli przestaniemy leczyć nagle w systemie pszczelarstwa, który mamy obecnie, osłabione genetycznie i środowiskowo pszczoły w większości najpewniej umrą. Nawet jeżeli są genetycznie zdolne do przetrwania w czystym (niezanieczyszczonym) środowisku, musimy zapewnić im takie środowisko, w przeciwnym razie umrą. Ale czym jest takie środowisko?
Czysty wosk
Potrzebujemy czystego wosku. Stosowanie węzy z przetworzonego, zanieczyszczonego wosku donikąd nas nie zaprowadzi. Praktycznie cały dostępny na świecie wosk jest zanieczyszczony akarycydami. Czystego wosku może nam dostarczyć jedynie naturalny plaster.
Komórka naturalnej wielkości
Następnym krokiem jest naturalna kontrola szkodników przez pszczelarzy. Będziemy bardziej rozwijać ten temat w przyszłości, ale teraz wspomnę tylko, że Dee i Ed Lusby doszli do wniosków, że rozwiązaniem jest powrót do naturalnych rozmiarów komórki pszczelej. Węza (źródło skażenia uli pestycydami na całym świecie) została opracowana tak, aby skłonić pszczoły do budowy takiej komórki pszczelej, jaką sobie wymyślimy. Ponieważ robotnice pochodzą z komórki jednego rozmiaru, a trutnie z innego, i ponieważ pszczelarze mieli wizję trutni jako wrogów produkcji miodu, wprowadzili węzę, aby kontrolować rozmiary komórek budowanych przez pszczoły. Na początku węza była wzorowana na naturalnym rozmiarze komórki pszczelej. Pierwsze węzy oparte były na komórkach rozmiarów 4.4 – 5.05 mm. Ale potem ktoś (Francis Huber pisał o tym jako pierwszy) zauważył, że pszczoły budują komórki różnej wielkości, duże pszczoły wygryzają się z dużych komórek, a małe z małych. Baudoux doszedł więc do wniosku, że jeśli powiększymy komórkę, powiększymy pszczołę. Założenie było takie, że większa pszczoła przyniesie więcej nektaru i tym samym będzie bardziej produktywna. Dlatego mamy dziś standardową komórkę pszczelą o wielkości 5.4mm. Weźmy pod uwagę, że przy komórce 4.9 mm plaster jest gruby na około 20 mm, a przy komórce 5.4 mm – na około 23 mm, a to oznacza różnicę w objętości komórki pszczelej. Według Baudoux objętość komórki 5.555 mm to 301 milimetrów kwadratowych. Objętość komórki 4.7 mm to 192 milimetry kwadratowe. Komórki naturalnej wielkości mają rozpiętość od 4.4 do 5.1 mm, przy komórce 4.9 mm lub mniejszej, stanowiącej jądro pszczelego gniazda. Zatem to, co obecnie mamy, to nienaturalnej wielkości komórki, z których wygryzają się nienaturalnej wielkości pszczoły. Zajmiemy się tym bardziej szczegółowo na stronie „Komórki Naturalnej Wielkości” (Natural Cell Size). W skrócie można podsumować to tak, że dzięki komórce naturalnej wielkości uzyskujemy kontrolę nad populacją warrozy i możemy utrzymać nasze pszczoły przy życiu bez żadnego leczenia.
Naturalny pokarm
Właściwy pokarm dla pszczół to miód i prawdziwy pyłek. Syrop cukrowy ma znacznie wyższe pH (6.0) niż miód (3.2-4.5) (syrop jest bardziej zasadowy). Innymi słowy, miód ma niższe pH niż syrop (miód jest kwaśniejszy). To wpływa na możliwości rozwoju praktycznie każdej choroby czerwiu pszczelego i nosemozy. Choroby czerwiu rozwijają się łatwiej w pH syropu (6.0) niż w pH miodu (ok./do 4.5). Do tego wszystkiego dochodzą właściwości odżywcze miodu i pyłku, które są wyższe niż w substytutach. Pszczoły żywione substytutami naturalnego pyłku żyją krócej i częściej chorują.