Późne lato – Miodobranie i rozbudowa nukleusów
Kirk Webster
Tekst pochodzi ze strony. Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007
Upalna i wilgotna pogoda w mojej okolicy zwykle wypada w lipcu. Mój sąsiad przekreśla zawsze nazwę tego miesiąca na kalendarzu i zastępuje innym słowem, które także składa się z czterech liter ((czyżby „lipa”??? przyp. tłum.)). Sierpień poznajemy po tym, że skwar lata zaczyna się kończyć, choć podobny upał przez krótki czas może wystąpić nawet pod koniec września. Dni stają się zauważalnie krótsze, kukurydza wypuszcza wiechy kwiatostanów męskich i choć może trudno to na razie zauważyć, gdzieś z oddali nadchodzi jesień.
W procesie pozyskiwania miodu nie korzystam z ciepła, za wyjątkiem małej jego ilości do podgrzewania noża odsklepiającego. Miodziarnię również mam nieogrzewaną, więc najlepszy czas na wirowanie miodu przypada na sierpień i wczesny wrzesień, gdy dni wciąż są ciepłe, a rabunki jeszcze się nie rozsrożyły. Zwykle zaczynałem miodobranie pierwszego sierpnia, ale ostatnio czekam do piętnastego, ponieważ w pierwszej połowie miesiąca mam inną ważną pracę do wykonania – rozbudowanie nukleusów, o ile wystąpi taka potrzeba.
Kiedy w latach 80-tych zacząłem tworzyć w dużej liczbie letnie odkłady, świdraczek miał poważny wpływ na większość rodzin pszczelich. Z lokalną pszczołą z Doliny Champlain, mogłem tworzyć 4-ramkowe odkłady w czerwcu i pierwszej połowie lipca, i zostawiać je w tak małej przestrzeni aż do następnej wiosny. Niewiele młodych matek wychodziło z rojami późnym latem czy jesienią, nawet z bardzo zatłoczonych korpusów. Zdarzały się kłopoty z całkowitym porzucaniem gniazd przez rodziny pszczele z powodu silnych upałów, bez pozostawiania mateczników. Uchylanie daszków i robienie otworu w powałce z worka po ziarnie trochę pomagało, gdyż wychładzało ul poprzez przewentylowanie go nocnym powietrzem. W miarę upływu lat świdraczek coraz mniej pszczołom przeszkadzał, korpusy odkładowe wypełniały się szybciej i z uli zaczęły wylatywać roje.
Kiedy warroza już się zadomowiła, a ja przestałem leczyć zarówno odkłady jak i macierzaki, powtórzył się taki sam wzór: na początku zdarzały się nukleusy, utworzone pod koniec czerwca i na początku lipca, które nie zdołały do końca sezonu wypełnić pszczołą i miodem 4-ramkowej przestrzeni. Nawet najlepsze potrzebowały kilku tygodni, aby się zatłoczyć. Później, po kilku latach selekcji, korpusy coraz szybciej wypełniały się czerwiem, pszczołami i miodem. Ale wtedy już pracowałem z pszczołami Primorskimi, a one w końcu lipca oraz sierpniu nie chciały pozostawać w ulu, zwłaszcza zatłoczonym, gdy wystąpił intensywny pożytek. Zatem teraz, jeżeli sprzyja druga połowa lata, to w lipcu i sierpniu wielu tym nukleusom pozwalam urosnąć do ośmiu plastrów. Można to zobaczyć na fotografiach, jak na paletach w czerwcu i lipcu stoją cztery rodziny w dwóch korpusach podzielonych na pół, a pod koniec sierpnia cztery rodziny, a każda w swoim korpusie.
Znajdą się czasami stare ramki z miodem i susz, które da się wykorzystać w tym procesie, ale wolę ich użyć dla ostatnich nukleusów, którym pozwalam się rozwinąć później, w sierpniu. A że nie chcę używać preparatów przeciwko motylicy, więc na wszelkich niechronionych, przeczerwionych plastrach jest jej mnóstwo – nawet jeżeli od wczesnej wiosny przechowywane są na zimnej, cementowej podłodze pracowni. Zatem moje letnie odkłady muszą zabudowywać nowe ramki z węzą, aby się rozwijać w sierpniu. To najlepszy czas dla pszczół rosyjskich na odciąganie nowych plastrów. Zrobią z nimi dobrą robotę, jeżeli pożytek dopisze. Dodatkowe korpusy dla odkładów przygotowuję z wyprzedzeniem – z ośmioma ramkami z węzą oraz podkarmiaczkami – i przechowuję w pracowni, która do tego czasu powinna się prawie zupełnie opróżnić. Od około 25 lipca rankami zabieram 10 do 20 takich korpusów i rozbudowuję te z 4-ramkowych rodzinek, które urosły najszybciej, i nawet wcześnie rano tworzą brody na zewnątrz uli. W ciągu paru dni powinny one już mieć dobrze zaczętą budowę nowych plastrów. Do 15 sierpnia, lub do zatrzymania wziątku, podaję w ten sposób codziennie 10 do 20 korpusów. Pracę kończę zwykle przed południem, zanim nie przyjdzie skwar. Te pszczoły są bardzo cenne, a królowe uczyniły już wielki krok dowodząc swojej wartości przez błyskawiczny rozwój rodziny pomimo obecności roztoczy. Opłaca się wykonać te czynności z uwagą i uniknąć utraty choćby jednej matki.
Późnoletnie pożytki są u nas kapryśne, mimo to jednak nigdy nie karmiłem pszczół w tym okresie. Odsetek nukleusów dopuszczonych do rozwoju na 8 ramkach zależy od witalności pszczół i siły późnoletniego pożytku nektarowego. W niektórych latach rozbudowałem w ten sposób dwie trzecie moich letnich odkładów. W 2006 roku warunki nie pozwoliły ani jednemu na wyjście poza pierwotną przestrzeń złożoną z 4 ramek. Tak czy owak w połowie sierpnia pasieka osiąga maksymalny rozmiar na dany rok w zakresie liczby i potencjału tkwiącego w gniazdach rodzin. Korzystając z takiego systemu, wprost niewiarygodną liczbę plastrów odzyskanych wiosną z osypanych rodzin można ponownie zasiedlić, bez konieczności zakupu pszczół, lub wprowadzania nieprzystosowanych linii i ras. W dobrym sezonie, jeżeli do końca czerwca uda się podać do odkładów wszystkie stare plastry, można liczyć na wielką liczbę odciągniętych nowych, nieskażonych lekami, wspierających marsz pasieki ku następnej wiośnie w najlepszym do tego momencie. W moim systemie potrzeba ośmiu ramek z woszczyną lub węzą w zapasie na każdą ramkę czerwiu przeznaczoną do produkcji letnich odkładów. Ostatniej jesieni odwiedziłem pszczelarza, którego sezon trwa nieco dłużej niż w Vermont i może stosować mój system dwa razy w roku. Potrzebuje on co najmniej 16 pustych plastrów lub nowych ramek na jedną ramkę czerwiu podaną do wiosennych odkładów.
Pionierzy nowoczesnego pszczelarstwa w Północnej Ameryce (1865-1920) stanowili niesamowite grono ludzi, którzy zdołali rozwiązać wszelkie techniczne problemy i w relatywnie krótkim czasie stworzyli niezwykle produktywny, dynamiczny przemysł zaczynając z niewielkim kapitałem. Jednak sądzę, że i oni nigdy nie odkryli, ani nie wykorzystali ogromnego potencjału produkcyjnego ukrytego w procesie tworzenia letnich odkładów i zimowania ich na 4-10 plastrach. Nie mieli takiej potrzeby, gdy kraj był wypełniony pszczołami, dobre matki można było pozyskać za grosze z Południa, a zgnilec amerykański stanowił najpoważniejsze wyzwanie. Ale dziś naprawdę musimy uruchomić ten niewykorzystany potencjał – po pierwsze, by uzupełniać doznawane przez wielu poważne straty; po drugie, by wyhodować rozległą i zróżnicowaną pszczelą populację zdolną rozwijać się samodzielnie bez zabiegów ze strony człowieka; i po trzecie, aby zacząć produkować na Północy nadwyżki pszczół, dla przeciwdziałania skutkom afrykanizacji populacji z Południa. Po 20 latach pracy tym systemem, z dobrymi rezultatami na wszystkich obszarach, nie mam więcej wątpliwości, że problemy te mogą zostać rozwiązane – przynajmniej w miejscach, gdzie pszczoły mogą pozostawać przez cały rok, bez konieczności migracji za pożytkami. Może znajdą się inne, lepsze sposoby, ale nikt już nie może powiedzieć, że nie dostrzega jasno wytyczonej drogi postępowania.
Wracamy do odbierania i wirowania miodu. Przy dobrych plonach może zająć cały roboczy czas od połowy sierpnia, czasem po wczesny październik. Stopniowe przygotowania prowadzę od początku lipca do sierpnia: uruchamianie miodziarni, koszenie pasieczysk, szykowanie beczek i decydowanie, w jakiej kolejności toczków prowadzić miodobranie.
Moja miodziarnia jest dość prosta, w rzeczywistości to barakowóz długości 30 stóp (10 metrów). Mam tam niewielką „ciemnię” do składowania 75-80 nadstawek przez noc, co skłania ostatnie pszczoły do opuszczenia ramek. Plastry odsklepiam przy pomocy noża wibracyjnego i wiruję w dwóch 30-ramkowych miodarkach radialnych. Miód składuję w łańcuchu 4 odstojników po 1000 funtów (500 kg) każdy, które znakomicie oczyszczają miód bez podgrzewania, czy filtrowania. Pozostaje dość miejsca na spiętrzone przed drugimi drzwiami puste nadstawki, a miód jest ostatecznie przetaczany do beczek lub kubłów na zewnątrz. To wszystko dzieje się wczesnym rankiem, zanim owady zaczną latać. Dzięki specjalnym rurom mogę napełnić 10 beczek, zanim będę potrzebował je przenieść, by zwolnić miejsce na następne. Mój system większość zawodowych pszczelarzy mogłaby uznać za niewielki i nieproduktywny – niektórzy z producentów, których odwiedziłem w Saskatchewan ostatniej zimy, mogłoby odwirować mój cały zbiór w ciągu jednego dnia! Ale to cicha i przyjemna praca w „miodowozie”, którego wielkość i pojemność została dobrana celowo, aby pasieka się zanadto nie rozrosła, dla utrzymania równowagi pomiędzy produkcją pszczół i miodu. I abym zdołał uczestniczyć we wszystkich tych różnorodnych czynnościach.
Do miodobrania używam zarówno powałek z repelentem jak i przegonek. Przy dobrych zbiorach, z zaledwie jednym niedużym samochodem, potrzebuję zrobić 2-4 kursy z każdego pasieczyska. Przy dobrej pogodzie zaczynam od powałek z repelentem i odbieram nadstawki w paru kolejnych toczkach pozostawiając po dwie do czterech na każdym ulu. Potem, kiedy pogoda się ochładza i nadchodzą deszcze, mogę wrócić z przegonkami i miodobranie trwa nadal mniej lub bardziej niezależnie od pogody. Jeżeli osiągnęliście sukces w eliminacji wszelkich form zabiegów leczniczych w waszej pasiece, unikacie wiele stresu o tej porze roku. Zbiory stają się przyjemniejsze i odbywają w zrelaksowanej atmosferze, skoro nie ma pośpiechu, by zdążyć podać leki, bez nieustannego zmartwienia o spóźnienie.