Cztery kroki poprawy zdrowia pszczół

Wybory zdroworozsądkowe do utrzymania pszczół przy życiu

Wielokrotnie już omawiałem różne moje, modyfikowane przez lata metody, ale na ten moment chciałbym skupić nasze rozważania na czterech zagadnieniach: plaster, genetyka, naturalny pokarm i brak leczenia. Prześledźmy argumenty i skoncentrujmy się na potwierdzonych faktach.

Plaster

Jestem już zmęczony dyskusjami o tym, czy rozmiar komórki pszczelej wpływa, czy nie wpływa na stan porażenia Varroa. W mojej pasiece warroza nie stanowi już problemu, ale na każdym spotkaniu pszczelarskim widzę, że roztocza są obsesją pszczelarzy i ostatecznie spędzam przynajmniej połowę czasu opowiadając o nich. Przeszedłem na małą i naturalną komórkę w czasach, kiedy nikt nie wierzył, że można hodować pszczoły bez leczenia. Przez kilka lat nie leczyłem pszczół z powtarzającym się katastrofalnym skutkiem dla mojej pasieki, ale wreszcie wyciągnąłem z tego właściwe wnioski. Gdy przeszedłem na małą i naturalną komórkę, z przyjemnością mogłem wreszcie wrócić do hodowli pszczół i pozostawić za sobą kontrolowanie porażenia roztoczami. Inni często kwestionują moje doświadczenia, a choć i dla mnie słowa różnych pszczelarzy nie były dowodem, to w przeciwieństwie do mnie, wielu tak naprawdę nawet nie chce spróbować. Ale rozważmy nasze opcje.

Opcje

Jeżeli chcesz, możesz przyjąć, że rozmiar komórki nie ma znaczenia. Dla mnie to założenie budzi poważne wątpliwości, skoro bezspornie wiemy, że to właśnie rozmiar komórki ma kluczowe znaczenie w omawianej sprawie. Jeżeli powiększenia rozmiaru pszczoły o 50% nie uznajesz za zmianę istotną, to tak naprawdę nie mam pojęcia, co mógłbyś za taką uznać. A od czasu obserwacji Hubera wiemy, że taki fakt miał miejsce. Spostrzeżenia te zostały następnie potwierdzone i rozwinięte w badaniach Baudoux, Pinchota, Gontarskiego i wielu innych, a obecnie również przez McMullana i Browna („Wpływ małej komórki w gnieździe na morfologię pszczół miodnych (Apis mellifera)” – John B. McMullan i Mark J.F. Brown).

Rozmiar naturalnej komórki

Wedle własnego uznania możesz przyjąć jako naturalny jaki tylko rozmiar chcesz. Ale ostatecznie jedynie zaprzestanie podawania węzy i pozwolenie pszczołom na budowanie tego, czego chcą, umożliwi zakończenie tych dyskusji przez same pszczoły. Dzięki temu, że pszczoły będą budować, tak jak chcą, ty zaoszczędzisz sporo pracy i wydatków. Dodatkowo jest to jedyne rozwiązanie, aby uzyskać niezanieczyszczone plastry (zobacz filmy google’a z Maryann Frasier dotyczące zanieczyszczenia nowej węzy akarycydami [https://www.youtube.com/watch?v=F34TLvdg-OY]). Dla mnie to bezdyskusyjnie najlepsze rozwiązanie pod każdym względem. Nawet przyjmując założenie, że rozmiar komórek nie ma znaczenia, nikt nie twierdzi, że naturalny rozmiar komórki jest dla pszczół niewłaściwy. Ponadto nikt mi znany nie myśli, że niezanieczyszczony wosk jest dla pszczół gorszy, a większość pszczelarzy tak naprawdę uważa, że czysty wosk jest podstawą zdrowia pszczół.

Dlaczego nie pozwolić im budować tego, czego chcą?

Dlaczego nie chcesz pozwolić pszczołom budować tak jak same chcą? Mam wrażenie, że pszczelarze obawiają się, że pszczoły będą budować tyko komórki trutowe. Słyszałem to wiele razy. Oczywiście, że to nie jest prawda. Gdyby tak było, nie byłoby nigdy dzikich pszczół. Jeżeli chcesz dowiedzieć się ile pszczoły wybudują trutowego plastra i ile wychowają trutni, a także jaki możesz mieć na to wpływ osobiście, to przeczytaj opracowanie Clarence’a Collisona na ten temat (Levin C.G., C.H. Collison, 1991 „Budowa i rozmieszczenie plastrów i czerwiu trutowego w rodzinach pszczoły miodnej (Apis mellifera L.) w dzikiej zabudowie”. BeeScience 1: 203 – 211). Rzecz w tym, że o ilości trutni w rodzinie decydują pszczoły i oddanie im pełni kontroli w tym zakresie uprości życie zarówno im jak i tobie. Kiedy pszczoły zbudują cały plaster trutowy, najlepiej umieścić go na skraju przy ściance ula i dać im kolejną pustą ramkę. Jeżeli wyjmiesz ramkę trutową, potrzeba pszczół nie zostanie zaspokojona i będą budować kolejny plaster trutowy. To właśnie przyczynia się do powstania mitu, że pszczoły nie będą budowały nic poza komórkami trutowymi.

Plastry w ramkach?

Niektórzy wątpią, czy pszczoły będą budowały plastry w ramkach. Tak naprawdę sknocą plaster w ramkach bezwęzowych mniej więcej tak samo często jak przy używaniu każdego rodzaju węzy. Plastikową węzę sknocą nawet bardziej niż ramkę bezwęzową. Ale jeżeli coś popsują, to wystarczy po prostu wyciąć plaster i podwiązać go do ramki, jeżeli jest z czerwiem, albo zabrać go, jeżeli jest z miodem.

Budowa plastrów bez węzy?

Często słyszałem opinie doświadczonych pszczelarzy powtarzających żółtodziobom, że bez węzy pszczoły w ogóle nie będą budować plastrów. Jest to dla mnie tak absurdalne stwierdzenie, że nawet nie widzę potrzeby odnoszenia się do niego.

Drutowanie?

W końcu, mitem jest również to, że nie odrutowane ramki nie dają się wirować. Drut wprawiano, aby utrzymywać węzę w ramce przed odbudowaniem plastra (zobaczcie jakikolwiek starszy ABC XYZ w Bee Culture), a nie po to, aby umożliwić ich odwirowanie. Nieodrutowane ramki bez węzy wiruje bardzo wiele osób – ja również. Ale jeżeli upierasz się na drutowanie, zrób to, wypoziomuj ul i śpij spokojnie. Osobiście używam szerokoniskich ramek typu Langstroth 2/3 („medium”), dzięki czemu mogę spokojnie nosić korpusy i nie mam potrzeby używania drutu.

Jak używać ramek bezwęzowych?

  • przy standardowej ramce do klinowania węzy („wedge frame”), wystarczy usunąć jedną z listewek z górnej beleczki i umieścić ją bokiem. I tak miałeś oderwać tą deseczkę, żeby potem ją przybić, nieprawdaż? [www.nwdba.org/foundationless – tu można znaleźć instrukcję jak to zrobić – przypis tłumacza];
  • jeżeli górna beleczka posiada rowek, można w nim umieścić patyczek do lodów, lub część patyczka do mieszania farb;
  • z ramek odbudowanych można wyciąć środek plastra, pozostawiając rząd odbudowanych komórek;
  • w przypadku starej ramki bez plastra, po prostu umieść ją pomiędzy odbudowanymi, zaczerwionymi ramkami [jeżeli umieścisz pomiędzy ramkami z miodem, pszczoły mogą wydłużyć komórki bocznych ramek, zamiast odbudować nowy plaster – przypis tłumacza];
  • w przypadku plastikowej węzy czy ramki, można wyciąć jej środek pozostawiając rząd komórek dookoła krawędzi;
  • jeżeli robisz własne ramki, zhebluj górną beleczkę w szpic, w taki sposób, żeby skierowany był do dołu. Poza tym zrób boczki o szerokości 32 mm.

Mniej pracy

Podsumowując, zastanów się czy nieużywanie węzy kosztuje cię wiele pracy. Jeżeli kupisz standardową ramkę do klinowania węzy i obrócisz listewkę klinującą o 90 stopni, a potem ją przykleisz lub przybijesz, to będziesz miał ramkę bezwęzową. To bardzo proste. I tak zamierzałeś odciąć tą listewkę i przybić ją ponownie do ramki, nieprawdaż? A co z plastikową węzą, w ramkach z rowkami? Wyciągnij plastikowy arkusz i przyklej patyczki w rowku na węzę. Jeżeli masz ramki zbudowane na węzie z wosku, wytnij plaster pozostawiając rząd komórek dookoła i jeden lub dwa rzędy na górze. A co z tą starą ramką, całkowicie zniszczoną przez motylicę, w której w zasadzie są tylko oprzędy? Usuń je oraz inne zanieczyszczenia i wsadź ramkę pomiędzy dwie odbudowane ramki z czerwiem. Możesz mieć tylko trochę więcej kłopotów z plastikową ramką, która ma wbudowaną węzę. W tym przypadku musisz wyciąć środek ramki. Można to zrobić różnymi narzędziami, ale wydaje mi się, że najłatwiej będzie ci to zrobić przy użyciu naprawdę gorącego noża. Wszelkiego rodzaju wyrzynarki zapewne również dadzą sobie z tym radę. Przy tym dość łatwo będzie pozostawić rogi i krawędzie dla wzmocnienia i prowadzenia plastra. I jak to porównać do drutowania, ustawiania naciągu, wprawiania węzy? Albo używania plastikowych ramek? Zaoszczędzasz około 1 dolara na arkuszu węzy, jeżeli chcesz mieć małą komórkę i porównywalną ilość pieniędzy, jeżeli chcesz mieć ramki plastikowe.

Przeczytaj także:  Notatnik pasieczny cz. 3

Minusy

Cóż, oszczędzając pracę i pieniądze możesz mieć czysty wosk, komórkę naturalnych rozmiarów i naturalny plaster z odpowiednim układem i proporcjami ilości komórek robotnic i trutowych. Jakie są minusy? Wożąc pszczoły w ulu Langstrotha z ramkami o pełnej wysokości, w gorące dni niektóre plastry mogą się oderwać podczas jazdy po wybojach. Ale przecież można drutować ramki i wówczas to przestaje być problemem. Poza tym bez węzy istnieje konieczność poziomowania uli. W pasiekach stacjonarnych tak naprawdę te problemy nie istnieją. Poziomuje się podstawki, co w zasadzie i tak powinno się robić. Wywożąc pszczoły trzeba poświęcić na to trochę więcej pracy niż przy rozstawianiu palet, gdy nie martwisz się, czy są poziome.

Zainwestowany czas

W najgorszym wypadku będziesz musiał ponownie stopniowo przestawić się na dotychczasową metodę. I tak kupujesz węzę i wprawiasz ją przez cały czas, zgadza się? Niektórzy rotują odbudowane ramki co pięć lat lub rzadziej, a inni po prostu zmieniają plastry, kiedy potrzebują. Niezależnie od wypracowanej metody, jeżeli odstąpisz od używania węzy z dużą komórką i leczenia, w końcu będziesz miał naturalny, czysty plaster. To tak naprawdę jedyna droga, żeby go uzyskać – alternatywą jest tylko znalezienie dobrego źródła czystego wosku i wykonywanie własnej węzy.

Jeżeli masz już zapas węzy z powiększoną komórką, możesz sprzedać ją za cenę katalogową komuś w okolicy, kto i tak by taką kupił, oszczędzając mu pieniędzy za przesyłkę. Albo, jeżeli jesteś niecierpliwy, sprzedaj ją za bezcen, o ile jesteś w stanie znieść małe poświęcenie dla zdrowia pszczół. Możesz sobie zbilansować tą stratę nie kupując pasków leczniczych, które i tak nie działają.

W najgorszym wypadku

Popatrzmy na najgorszy przypadek. Przyjmijmy, że rozmiar komórki w ogóle nie ma znaczenia. Nieracjonalnym jest przyjęcie założenia, że pszczoły będą mniej zdrowe na naturalnym plastrze, więc w najgorszym razie po prostu nie będą się miały lepiej. W najgorszym wypadku poniesiesz mniejsze koszty niż za przerobienie zanieczyszczonego plastra na zanieczyszczoną węzę. W zasadzie nie ma tu minusów. Jest mniej pracy niż przy drutowaniu i wprawianiu węzy. Jest mniej kosztów niż przy drutowaniu i wprawianiu węzy. Wosk nie będzie zanieczyszczony (przynajmniej dopóki sam tego nie zrobisz), a wiemy, że zanieczyszczenie wosku prowadzi do obniżenia długowieczności i płodności zarówno u matek jak i u trutni. Wiemy więc, że pszczoły będą zdrowsze, a matki bardziej wydajne.

W najlepszym wypadku

To jest najgorszy wypadek dla wszystkich spekulacji na temat rozmiaru komórek i naturalnego plastra. Myślę, że jeżeli to czytasz, prawdopodobnie znasz najlepszy scenariusz, czyli fakt, że rozwiąże to twoje problemy z Varroa.

Brak leczenia

Nie wiem, czego doświadczyliście, ale ja nie lecząc pszczół (na dużej komórce) traciłem przez kilka lat wszystkie rodziny. Ostatecznie straciłem je również wtedy, gdy leczyłem je przy użyciu Apistanu. Było dla mnie oczywiste, że roztocza zbudowały odporność. Słyszałem o pszczelarzach zawodowych, którzy tracili pszczoły, choć używali Apistanu lub Checkmite. Więc osiągnęliśmy taki punkt, w którym pszczoły często umierają niezależnie od tego, czy leczysz je, czy też nie. Myślę, że problem sprowadza się do tego, że nie chcemy „nic nie robić”. Jesteśmy zdesperowani i chcemy atakować problem, więc robimy to, co eksperci nam każą. Ale to, co każą nam robić często, zawodzi i tak. Gdy już straciłem wszystkie pszczoły, po kuracji Apistanem, przestałem widzieć jakikolwiek powód, aby dalej to robić. Leczenie tylko odsuwa problem. Powoduje, że hodujemy pszczoły niezdolne do przetrwania. Zanieczyszczamy przy tym wosk i niszczymy całą równowagę w ulu.

Ekologia ula

Nie ma najmniejszej możliwości utrzymania skomplikowanej ekologii naturalnego ula zalewając go truciznami i antybiotykami. Ul jest siecią mikro i makro życia. Do tej pory zidentyfikowano w nim ponad 170 gatunków roztoczy, podobną ilość innych owadów, oraz osiem tysięcy lub więcej mikroorganizmów. Wszystkie te żyjątka mają korzystny lub neutralny wpływ na rodzinę pszczelą. Wiemy, że pszczoły nie są w stanie w ogóle funkcjonować bez przynajmniej niektórych z nich, a część z pozostałych można podejrzewać o kontrolowanie namnażania patogenów. Każda forma leczenia jaką aplikujemy do ula, od olejków aromatycznych, które zaburzają zmysł węchu (którym porozumiewają się żyjące w mrocznym ulu organizmy) i zabijają mikroorganizmy (korzystne oraz inne); przez kwasy organiczne, które zabijają mikroorganizmy, podobnie jak insekty i nieszkodliwe roztocza, do akarycydów (które po prostu zabijają stawonogi, w skład których wchodzą owady i roztocza, przy czym roztocza zabijają w większym procencie); aż po antybiotyki, które niszczą mikroflorę, której większość jest korzystna lub nieszkodliwa, ale użyteczna w utrzymywaniu równowagi i wypieraniu patogenów. Ta prawidłowość stosuje się nawet do syropu cukrowego, który ma pH niesprzyjające rozwojowi wielu korzystnych organizmów, za to sprzyja rozwojowi wielu patogenów (powodujących zgnilca amerykańskiego, europejskiego, grzybicę wapienną czerwiu czy nosemę itp.), w przeciwieństwie do pH miodu, które jest niższe i szkodliwe dla patogenów, za to sprzyja wielu korzystnym organizmom. Myślę, że osiągnęliśmy punkt, w którym głupio byłoby udawać, że robiliśmy coś dobrego, w sytuacji kiedy pszczoły umierają, pomimo – a w zasadzie dlatego – że to wszystko robiliśmy.

Przeczytaj także:  Nowy wzór dla amerykańskiego pszczelarstwa

Zmysł powonienia

Węch jest niezbędny do komunikowania się i tworzenia równowagi rodziny pszczelej. Pszczoły mają 165 genów receptorów węchowych. Dwa razy więcej niż Drosophilia (muszka owocówka), czy komarowate. Większość komunikacji w ulu odbywa się za pomocą zmysłu powonienia, natomiast my zaburzamy to na wiele różnych sposobów, włączając stosowanie olejków eterycznych czy kwasów organicznych. Większość stosowanych substancji chemicznych bardzo zaburza zmysł powonienia, bądź to fizycznie go uszkadzając (kwasy organiczne), bądź też przez zdławienie zapachów (kwasy organiczne i olejki eteryczne). Dzięki zapachowi pszczoły wiedzą, że mają matkę. Dzięki zapachowi wiedzą też, kiedy należy nakarmić czerw i zebrać pyłek dla larw. Feromony regulują równowagę w ulu na wiele sposobów. Dzięki zapachowi pszczoły przekazują sobie informacje o tym, gdzie znajdują się nektarujące rośliny – podają sobie nektar, żeby zbieraczki wiedziały, czego szukać.

Minusy nieleczenia

Jakie są minusy nieleczenia? W najgorszym wypadku pszczoły umrą. Wydaje się jednak, że i tak regularnie się tak dzieje, nieprawdaż? Nie mam wrażenia, że przyczyniam się do tego, dając im szansę na powrót do naturalnej równowagi. Nie staram się po prostu arbitralnie niszczyć tego systemu, usuwając jakąś jego część, bez zwrócenia uwagi na to, co dzieje się z równowagą całości. Znam ludzi, którzy nie leczą żadnej z chorób i mają mniejsze straty nawet na dużej komórce niż ci, którzy leczą. Na małej lub naturalnej komórce mają jeszcze mniejsze straty. Ale jeżeli nawet nie kupujesz argumentów z debaty na temat małej i dużej komórki, to skutek jest taki, że nieleczenie działa równie skutecznie jak leczenie. Kiedy udaję się na spotkania pszczelarskie, praktycznie w całym kraju słyszę wypowiedzi ludzi, którzy, podobnie jak ja stracili pszczoły kiedy leczyli z aptekarską dokładnością i wówczas po prostu przestali. Nowe pszczoły radzą sobie znacznie lepiej, niż te, które były leczone. Nie czuję się dobrze kiedy widzę martwy ul, ale mówię sobie także „dobra selekcja” genów, które po prostu nie dały rady.

Jeżeli myślisz, że będziesz miał zbyt wiele strat (zgaduję, że już masz zbyt wiele strat), a nie chcesz mieć ich tyle, dlaczego nie wykonać więcej podziałów i nie zimować odkładów, które je uzupełnią, a będą z twoją lokalnie przystosowaną pszczołą? Rodziny z wykonanych podziałów na pół ula w połowie lipca (po zbiorach z głównego pożytku) zazwyczaj przezimują, przynajmniej tutaj. Taka praktyka nie obniży znacząco twoich zbiorów. Możesz też podzielić słabsze rodziny wcześniej, skoro i tak sobie za dobrze nie radziły i nie wpływa to na twoje zbiory. Możesz również zrobić odkłady z silniejszych rodzin, zaraz przed głównym pożytkiem i uzyskasz dobre rodzinki, świetnie odchowane matki, więcej miodu i więcej rodzin.

Plusy nieleczenia

Jakie są plusy nieleczenia? Nie kupujesz lekarstw. Nie jeździsz na pasiekę podawać, a potem jeszcze raz, żeby wyjąć je z ula. Nie zanieczyszczasz wosku. Nie niszczysz naturalnej równowagi ekologicznej poprzez zabijanie mikro i makro organizmów, które nie były celem twojego leczenia, ale które zginęły podczas stosowanych kuracji. Już wystarczyłoby na plusy nieleczenia to, że dajesz szansę ekosystemowi ula na wykształcenie naturalnej równowagi.

Największym plusem nieleczenia, jest to, że przestając leczyć, zaczynasz hodować pszczoły, które radzą sobie w starciu z tymi problemami, jakie występują u ciebie. Dopóki leczysz, utrzymujesz nieprzystosowane genetycznie pszczoły i tak naprawdę nawet nie jesteś w stanie powiedzieć jakie są ich słabości. Dopóki leczysz, hodujesz słabe pszczoły i super roztocza. Im szybciej przestaniesz leczyć, tym szybciej będziesz hodował roztocza, które są przystosowane do gospodarzy i pszczoły, które sobie z nimi radzą.

Hodowla lokalnie przystosowanych pszczół z najlepszych przeżywających pszczół

To jest kolejny punkt, w którym nie widzę minusów. Jeżeli hodujesz pszczoły ze swoich przeżywających matek, to otrzymasz takie, które radzą sobie z tymi problemami, jakie występują w twojej lokalizacji. Będą krzyżować się z lokalnymi dzikimi pszczołami, które również dają sobie radę w twoim rejonie. Propaganda, że nie jesteś w stanie wychować matek pszczelich, które są równie dobre, lub nawet lepsze od dostępnych u komercyjnych hodowców, jest dokładnie tym – propagandą. Podobnie jest z potrzebą wymiany matek wczesną wiosną. Wczesne matki są często źle wykarmione i źle unasiennione. Przy założeniu, że nie leczysz, nie zmieniasz regularnie matek, a używasz najlepszych przeżywających pszczół, twoje matki najprawdopodobniej będą lepsze, z następujących powodów:

  • są przystosowane lokalnie;
  • są hodowane z lokalnie przeżywających pszczół;
  • możesz hodować je w najodpowiedniejszym momencie, kiedy jest optymalny pożytek i dużo trutni;
  • prawdopodobnie nigdy nie będą umieszczane w klateczkach i zostaną przeniesione z ulików weselnych do właściwego ula bez przerwy w czerwieniu. To sprzyja lepszemu rozwojowi jajników i wpływa na lepszą jakość feromonów. A to z kolei skutkuje tym, że są długowieczne, mają lepszy wzór czerwiu, mniej się roją i są lepiej przyjmowane;
  • oszczędzasz dużo pracy. Jeżeli trzymasz matki dłużej, a rozmnażasz te, które wymieniane są przez pszczoły w toku cichej wymiany we właściwych momentach, będziesz miał pszczoły, które same zmieniają sobie matkę. Zaoszczędzisz mnóstwo pracy związanej z wyszukiwaniem i podawaniem matki, bo pszczoły zrobią wymianę za ciebie;
  • nawet w przypadku rodzin, którym chcesz zmienić matkę, możesz zaoszczędzić pracy, podając matecznik, bez wyszukiwania starej matki. Młoda matka będzie najczęściej przyjmowana i nie musisz spędzać dnia przy wyszukiwaniu starej.
  • zaoszczędzasz sporo pieniędzy. Matki produkcyjne kosztują od 15 do 40 dolarów, a reproduktorki są jeszcze droższe;
  • możesz trzymać zapasowe matki w ulikach odkładowych i wykorzystywać je kiedy tylko potrzebujesz.

A co z pszczołami zafrykanizowanymi?

Ci, którzy żyją na obszarach występowania pszczół zafrykanizowanych są zaniepokojeni takim podejściem. Ja nie żyję w takim rejonie, ale wydaje mi się, że to nie rodowód jest istotny. Ważne są łagodność, produktywność, przetrwanie. Jeżeli pozostawisz tylko łagodne pszczoły, a będziesz wymieniał matki w tych agresywniejszych rodzinach, wszystko powinno dobrze działać. Ci, którzy właśnie tak postępują w rejonach, w których występuje pszczoła zafrykanizowana, doszli do takich wniosków.

Naturalny pokarm

Oczywiste, że używając naturalnego pokarmu mamy mniej pracy. Jeżeli wiosną nie karmię substytutami pyłku, nie muszę przyrządzać tych pokarmów. Jeżeli nie karmię syropem, nie muszę kupować cukru, nie muszę robić syropu, nie muszę jechać do pasieki i go podawać. Jeżeli zostawię pszczołom miód do zimowli, mam mniej pracy ze zwożeniem ramek, wirowaniem, zawiezieniem z powrotem pustych do wyczyszczenia, zwożenia z powrotem do magazynowania, robieniem syropu, wiezieniem go do pasieki itp. Takie rozwiązanie to oszczędzanie pracy. Nawet jeżeli nie wierzysz w to, że miód jest bardziej odżywczy dla pszczół (choć wówczas zastanowiłbym się czemu chcesz produkować miód, skoro nie widzisz różnicy pomiędzy nim, a cukrem), zdecydowanie mniej pracy kosztuje cię pozostawienie go. Nawet jeżeli uważasz, że różnica w pH nie ma znaczenia (w co ja szczerze wątpię), musisz przyznać, że robienie syropu i karmienie kosztuje bardzo dużo pracy. Nawet jeżeli masz obsesję związaną z różnicą w cenie (0.40$ za pół kilo cukru i od 0.90$ do 2$ za pół kilo miodu) jeżeli będziesz wirował miód, kupował cukier, przygotowywał syrop, transportował go na pasiekę, podkarmiał, przyjeżdżał ponownie, żeby wyciągnąć podkarmiaczki, czy wydaje ci się, że wyjdziesz tak bardzo do przodu? To nie jest po prostu różnica 0,60$ za pół kilo na czysto, jeżeli wliczysz to wszystko1. No, chyba że Twoja praca jest nic niewarta. Ponadto załóżmy, że różnica w zdrowiu pszczół zimujących na miodzie i cukrze jest tylko marginalna. Możemy zignorować to, że nosema, bakterie powodujące zgnilca amerykańskiego i europejskiego, a także grzybica wapienna czerwiu namnażają się lepiej w wyższym pH cukru niż w niższym pH miodu. Przyjmijmy, że ma to marginalne znaczenie. Ale wówczas może się okazać, że choćby najmniejsza różnica może zaważyć na tym czy rodzina przetrwa czy nie. Pakiety kosztują za to około 125$ z dostawą na miejsce.

Przeczytaj także:  Niech żyją trutnie!

Popatrzmy na problem pH

Syrop cukrowy ma wyższe pH (6.0) niż miód (3,2 – 4.5) (cukier jest bardziej zasadowy). Podchodząc z drugiej strony, miód ma niższe pH niż syrop (miód jest bardziej kwaśny). To wpływa praktycznie na możliwości rozwojowe każdego patogenu czerwiu pszczelego i nosemy. Wszystkie rozwijają się lepiej w pH 6.0 niż 4.5.

Jako przykład grzybica wapienna czerwiu.

„Niższe wartości pH (równe występującym w miodzie, pyłku i pierzdze) drastycznie zmniejszyły wzrost i formowanie się formy kiełkującej (filamentacji). Ascosphera apis wydaje się być wysoko wyspecjalizowanym patogenem larw pszczelich” – Autor: Dept. Biological Sci., Plymouth Polytechnic, Drake Circus, Plymouth PL4 8AA, Devon, UK. Library code: Bb. Language: En. Apicultural Abstracts from IBRA: 4101024 Podobne informacje można znaleźć przy innych pszczelich chorobach. Spróbuj wyszukać „pH i zgnilec amerykański, europejski czy nosema” i znajdziesz podobne informacje o ich zdolnościach reprodukcyjnych w odniesieniu do pH miodu czy syropu cukrowego. Różnice w pH wpływają również na inne nieszkodliwe lub korzystne ulowe organizmy. Zmiana pH wpływa również na pozostałe osiem tysięcy mikroorganizmów, które występuje w ulu. Używanie syropu cukrowego zaburza równowagę ekologiczną ula poprzez wpływanie na pH pokarmu pszczelego znajdującego się w ulu, ale także pokarmu w jelitach pszczół.

Pyłek

Jeżeli nie używasz substytutów pyłku, możesz pozostawić pyłek w ulach, a jeżeli bardzo potrzebujesz możesz wystawić poławiacze pyłku na jednym czy kilku ulach (zależnie od rozmiaru twojej pasieki) i zgromadzić parę kilogramów pyłku, aby podawać go pszczołom wiosną. A do tego czasu po prostu wrzuć go do zamrażarki. Ja wysypuję go na dennicę osiatkowaną umieszczoną na dennicy pełnej, na to kładę pusty korpus i przykrywkę. Siatka utrzymuje spód suchy, a ustawiony ul zapobiega zmoczeniu przez deszcz.

Poławianie pyłku

Koszt pozyskiwania pyłku to w zasadzie tylko cena poławiacza. Jeżeli pozyskujesz pyłek niedaleko domu, albo na drodze dojazdowej, to z łatwością możesz odbierać pyłek każdego dnia. I nie musisz już kupować substytutów pyłku, gdyż masz już znacznie lepszy pokarm. Jeżeli wątpisz w różnicę, odszukaj wyniki badań na temat odżywania pszczół, które porównują substytuty do prawdziwego pyłku. Pszczoły wychowane na substytutach żyją krócej i są słabsze.

Podsumowanie

Co tak naprawdę masz do stracenia? Możesz uzyskać lepiej przystosowane genetycznie pszczoły, rozmnażając swoje własne; czysty plaster używając ramek bez węzy i nie lecząc; długowieczne pszczoły z czystego wosku i dzięki karmieniu prawdziwym pyłkiem; mniej pracy dzięki pozostawieniu miodu i niekarmieniu syropem cukrowym. I w najgorszym wypadku, żeby to wszystko mieć, będziesz po prostu mniej pracował. W najlepszym wypadku to wszystko będzie miało znacząco pozytywny wpływ na zdrowie twoich pszczół. W najgorszym wypadku, jeżeli będziesz wprowadzał te zasady systematycznie, stracisz trochę rodzin pszczelich, co i tak się dzieje. W najlepszym wypadku stracisz ich mniej.

Przepis na zysk

Spróbujmy użyć innego przepisu na zysk. Ile czasu, benzyny, pracy i pieniędzy poświęcasz na zrobienie syropu cukrowego, karmienie, podawanie ciasta, podawanie leków i ich usuwanie z uli, zabieranie resztek miodu, które musisz zastąpić karmieniem, wprawianiem węzy itp.? Ile czasu i pieniędzy zaoszczędziłbyś gdybyś przestał to robić? Jak wiele nowych rodzin pszczelich mógłbyś w tym czasie obsłużyć i ile miodu mogłyby ci przynieść?

  1. W przeliczeniu na złotówki cena cukru podawana przez M. Busha wynosi około 3,2 zł za kilogram, a cena miodu od około 7 do 17 złotych za kilogram. Tłumaczony tekst Michaela Busha według stopki redakcyjnej pisany był w 2008 roku. Jak wynika z tabelki, którą można znaleźć w tym linku średnia cena miodu w USA, wg magazynu Bee Culture, w danym roku kształtowała się na wyższym poziomie, niż podaje Bush, bo około 3 dolarów za funt (ok. 25 złotych za kilogram). W 2015 roku cena ta była zbliżona do 5 dolarów za funt (około 40 złotych za kilogram). Michael Bush w czasie wykładów prowadzonych w latach 2014 czy 2015 podkreśla, że od kilku lat w ogóle nie używa cukru do karmienia pszczół (przynajmniej rodzin produkcyjnych). Wzrost cen miodu nie skłonił go więc do zmiany zdania i praktyki. W Polsce proporcje ceny cukru do ceny miodu wyglądają podobnie do obecnej sytuacji w USA – jest to około dziesięciokrotne przebicie cenowe. Wydaje się, że skoro chcemy skorzystać z pracy pszczół, powinniśmy w pierwszej kolejności właśnie im zapewnić to, czego potrzebują, a dopiero w dalszej kolejności zaspokajać swoje potrzeby. Bez zdrowych pszczół, nie można prowadzić zdrowego pszczelarstwa (przypis tłumacza). ↩︎